Pękł mi wężyk w
samochodzie. Razem z bratem naprawialiśmy usterkę, aż tu nagle ktoś zawołał zza
mego płotu. Było to niczym diabelskie wycie, jakby głos trąby z piekła wołający
Cukierki albo psikus! Ręce zaczęły
drgać mi nerwowo. Wyszedłem spod samochodu i ujrzałem przed bramą demony. Ze
strachu szybko pod samochód wszedłem. Czekałem. Oni stali. Ja wciąż czekałem
skryty pod bakiem. Wychyliłem głowę za podnośnik. Oni wciąż czekali. Nie
chcieli sobie pójść. Sięgnąłem do kieszeni po flakonik z wodą święconą. Cholera – krzyknąłem – ja przecież nie noszę ze sobą wody
święconej! Szatany mnie usłyszały. Wyszedłem spod samochodu wypychając śrubokręt
przodem. Nerwowo zbliżyłem się do bramy. Wtedy po raz kolejny krzyknęli Cukierki albo psikus! Pobiegłem do domu,
zakluczyłem drzwi. Zastawiłem je taboretem. Następnie przytargałem półkę z
butami. Zasłoniłem rolety. Wszedłem pod łóżku. Kiedy już się opanowałem podszedłem
do okna i cichym ruchem odsłoniłem roletę. Wyjrzałem na podwórko. Pali! Jakby
ogień piekielny poraził ślepia moje. Oni wciąż czekali. Nie mam szans. Jest ich
zbyt wiele. Musiałem to zrobić. Nie mogłem się dużej wahać. Wyciągnąłem z
szafki czekoladę i złożyłem ją w ofierze demonom. Iskry poleciały ku niebu! Oni
wciąż czekali. Wróciłem i zaniosłem im jeszcze jedną czekoladę. Zbyt mało.
Szatany chcą więcej! Ciągle wołali Cukierek
albo psikus! Zrozumiałem swoją głupotę. Czekolada to przecież nie cukierek.
Ostatni raz wróciłem do domu, zajrzałem do szafki. Cukierków nie było. Zrobiłem
się blady. Nerwowo przerzucałem wszystko co w kuchni się znajdowało. Jest!
Wpadł między szafkę a parapet. Stary, zakurzonym, ale cukierek! Szczęście moje
było bliskie zenitu. Tak! To jest to! To jest cukierek! Tylko jak go wyciągnąć?
Wziąłem dwie listewki. Udało się! Mam cukierka! Ha Ha! Klękajcie demony!
Zaniosłem im cukierka, a oni... zniknęli. Byłem wolny!
Spokojnie wróciłem pod
samochód i zacząłem odkręcać wężyk. Aż tu nagle ktoś zawołał zza mego płotu.
Było to niczym diabelskie wycie, jakby głos trąby z piekła wołający Cukierki albo psikus...
Po trzech kolejnych wizytach
zostawiłem samochód. Wyłączyłem w całym domu światła, odłączyłem domofon i
schowałem się do piwnicy. Dokładnie do spiżarki, tuż obok ziemniaków i cebuli.
Między dżemami a kompotami. Tutaj, nawet szatany mnie nie znajdą! I zacząłem
udawać ziemniaka. Jakby przypadkiem weszli, to zobaczą, że ziemniak i sobie
pójdą.