czwartek, 14 kwietnia 2016

Orle Łzy

Zacząłem pisać ten tekst dokładnie rok temu. Wierzyłem w jego słuszność tak samo jak i teraz. Jednak odpuściłem, w imię świętego spokoju. W imię pragnienia, by nie dać wciągnąć się w tę smutną paranoję. Być może podświadomie, ale także z racji wiary w magiczne właściwości upływu czasu. Za wszelką cenę chcę zachować rozsądek, być gdzieś pomiędzy podzieloną Polską. Pomiędzy wytłumaczalną determinacją, a wytłumaczalnym sprzeciwem.
Co wiem? Z pewnością to, że tragedia (nie, nie popieram PiS) z dnia 10.04.2010 przyniosła ze sobą szereg zmian. Po roku nadziei stwierdzam, że zmiany te są nieodwracalne. I z jednej i z drugiej strony można dostrzec przesłanki dowodzące temu, że ludzie potracili rozumy, zatracili zdolność logicznego myślenia. Wariują. A co najgorsze osiągnęli maksymalny poziom gęstości jadu nienawiści. I tak plują jedni w drugich od 6 lat. Dlaczego tak się dzieje? Czy istnieje w tym racjonalność, która usprawiedliwiałaby te przygnębiające następstwa? Nie chciałbym stracić sympatii osób ze swego otoczenia, dlatego ograniczę się do równowagi argumentów. Nie wiem, czy jest to wykonalne. Najprościej byłoby zamilknąć i zamknąć się w świecie swych własnych odczuć.
Oświadczam jeszcze raz, że nie staję w tekście po żadnej ze stron. Stawiam na równi teoretyków zamachu, jak i wszystkich będących w opozycji do nich.

Argument I
Ewidentne zaniedbania w trakcie śledztwa w sprawie przyczyn katastrofy,
Argument II
Śmierć kilkudziesięciu osób powiązanych w różny sposób z katastrofą,

Argument Jeden
Budowanie kariery politycznej na grobach,
Argument Dwa
DOŚĆ! SKOŃCZCIE! Życia zmarłym nie przywrócicie - czyli po prostu przesyt smoleński.

Każdy widzi to oczywiście na swój sposób. Co już w zasadzie jest pretekstem do sporu.
Zostawię ocenę słuszności tych podstaw ekspertom socjologii. Sam zastanawiał się będę tylko nad tym, czy kiedyś Polacy podadzą sobie dłoń.
Dochodzi do sytuacji, w której ludzie życzą sobie wzajemnie śmierci. Ba, zabijają się z powodu odmienności poglądów (link na dole). To jeden z wielu skutków ubocznych działania obecnego, przereklamowanego, destrukcyjnego ustroju, zwanego pięknie demokracją. Z każdym dniem jest mi coraz bardziej żal. Patrzę na polityczno - społeczny chaos, próbując wierzyć, że wszystko jest tymczasowe. Mam dość, a jednocześnie nie mogę z czystym sumieniem zostawić tego za plecami.

Będą ekshumacje, będzie zawiść i mielenie mózgów. Będą zawsze dwie strony widzące tylko swoje racje. Krzyk do reszty zabije zdolność słuchania. Bo w demokracji każdy może czuć się wolny. Lecz zawsze ktoś będzie decydował o granicach tej wolności.

Tak podzielona jest ta, za której jedność ginęły tysiące. Orle łzy będą tu już wiecznie.

http://www.polskaracjastanu.com/2016/04/efekt-przemysu-pogardy-zabi-przyjaciela.html