czwartek, 31 października 2013

Diabelskie Halloween



Pękł mi wężyk w samochodzie. Razem z bratem naprawialiśmy usterkę, aż tu nagle ktoś zawołał zza mego płotu. Było to niczym diabelskie wycie, jakby głos trąby z piekła wołający Cukierki albo psikus! Ręce zaczęły drgać mi nerwowo. Wyszedłem spod samochodu i ujrzałem przed bramą demony. Ze strachu szybko pod samochód wszedłem. Czekałem. Oni stali. Ja wciąż czekałem skryty pod bakiem. Wychyliłem głowę za podnośnik. Oni wciąż czekali. Nie chcieli sobie pójść. Sięgnąłem do kieszeni po flakonik z wodą święconą. Cholera – krzyknąłem – ja przecież nie noszę ze sobą wody święconej! Szatany mnie usłyszały. Wyszedłem spod samochodu wypychając śrubokręt przodem. Nerwowo zbliżyłem się do bramy. Wtedy po raz kolejny krzyknęli Cukierki albo psikus! Pobiegłem do domu, zakluczyłem drzwi. Zastawiłem je taboretem. Następnie przytargałem półkę z butami. Zasłoniłem rolety. Wszedłem pod łóżku. Kiedy już się opanowałem podszedłem do okna i cichym ruchem odsłoniłem roletę. Wyjrzałem na podwórko. Pali! Jakby ogień piekielny poraził ślepia moje. Oni wciąż czekali. Nie mam szans. Jest ich zbyt wiele. Musiałem to zrobić. Nie mogłem się dużej wahać. Wyciągnąłem z szafki czekoladę i złożyłem ją w ofierze demonom. Iskry poleciały ku niebu! Oni wciąż czekali. Wróciłem i zaniosłem im jeszcze jedną czekoladę. Zbyt mało. Szatany chcą więcej! Ciągle wołali Cukierek albo psikus! Zrozumiałem swoją głupotę. Czekolada to przecież nie cukierek. Ostatni raz wróciłem do domu, zajrzałem do szafki. Cukierków nie było. Zrobiłem się blady. Nerwowo przerzucałem wszystko co w kuchni się znajdowało. Jest! Wpadł między szafkę a parapet. Stary, zakurzonym, ale cukierek! Szczęście moje było bliskie zenitu. Tak! To jest to! To jest cukierek! Tylko jak go wyciągnąć? Wziąłem dwie listewki. Udało się! Mam cukierka! Ha Ha! Klękajcie demony! Zaniosłem im cukierka, a oni... zniknęli. Byłem wolny! 

Spokojnie wróciłem pod samochód i zacząłem odkręcać wężyk. Aż tu nagle ktoś zawołał zza mego płotu. Było to niczym diabelskie wycie, jakby głos trąby z piekła wołający Cukierki albo psikus...

Po trzech kolejnych wizytach zostawiłem samochód. Wyłączyłem w całym domu światła, odłączyłem domofon i schowałem się do piwnicy. Dokładnie do spiżarki, tuż obok ziemniaków i cebuli. Między dżemami a kompotami. Tutaj, nawet szatany mnie nie znajdą! I zacząłem udawać ziemniaka. Jakby przypadkiem weszli, to zobaczą, że ziemniak i sobie pójdą. 


4 komentarze: